sobota, 30 kwietnia 2016

Nowy!

WAY BACK
Przenosimy się tu! Jest to wataha, magiczne wilki, będzie tu dużo możliwości! Daj się ponieść całkowitej fantazji! Wataha w fazie tworzenia :D

środa, 27 kwietnia 2016

Od Poety c.d Connora

Spojrzałam na psa ze wzrokiem pełnym podziwu, chyba zorientował się, że niezbyt mi to przypadło do gusty, był bardzo mądry, inteligentny, dało się to od razu zauważyć, chociażby po jego spojrzeniu.
- Przepraszam jeśli cię to... - Nie dokończył, przerwałam mu jednym tchem.
- Spokojnie, nic się nie stało. - Odpowiedziałam przełykając w tym samym momencie ślinę, co sprawiło iż zaczęłam się krztusić.
Pies poklepał mnie a krztuszenie ustało, zaśmiałam się lekko po "walce" z kaszlem, Connor odwzajemnił uśmiech, cały czas wydawał mi się tajemniczy, wpatrywałam się w jego oczy, jakbym widziała coś czarującego, magię, albo światło nadziei, jednym słowem wszystko.
- Wszystko w porządku? - Zapytał.
Przytaknęłam lekko głową i poszłam kilka kroków przed siebie, na niebie pojawiła się rażąca, zygzakowata błyskawica, podkuliłam ogon i spojrzałam na Connora, machnął głową, pobiegłam za nim, wylądowaliśmy w małej, ale przytulnej jaskini - pustej, nie zamieszkiwanej, byliśmy tam bezpieczni przed burzą, miejsce naszego pobytu było osadzone w ziemi, duża dziura, w której snuły się dwa korytarze, usiadłam koło wejścia, obserwowałam krople deszczu, które delikatnie spadały, wręcz tańczyły z delikatnym wiatrem, tak jak i krople bujające się po mojej sierści, spadające w dół na piach.
<Connora? > 

Od Zośki cd Poety

~Rozumiem...~ powiedziałem. Przypomniał mi się mój syn.
Drzewa zaszumiały.
~ Zośka, zawiesiłeś się?~usłyszałem głos.
~ Nie, nie...to znaczy...tak.
Poeta się zaśmiała.
~ To gdzie teraz idziemy ?~zapytałem.

<POETA ?>

Od Poety c.d Zośki

Uśmiechnęłam się do psów, po czym równym krokiem wszyscy troje poszliśmy na polowanie, samce upolowały dorodne sarny, o które niejeden by walczył, natomiast ja złowiłam małego zająca, szybko go zagryzając zjadłam co najmniej połowę, taki posiłek zdecydowanie mi starczał, jeszcze dziś postanowiłam udać się do miasta, pogoda zapowiadała się na dość deszczową, słońce ukryło się za ciemno burymi chmurami, zdawało się, że miała być burza, gdyż w powietrzu było czuć woń wilgoci, jak i było odczuwalnie duszno i ciepło.
- Uwielbiam burze... - Powiedziałam z nutą krytyki, tak jakby sama do siebie, cicho, z pogardą, ale i ciekawością kryjącą się w oczach.
- Co ty tam mamroczesz? - Zaśmiał się Zośka.
- Że będzie dziś ciekawa pogoda. - Odpowiedziałam wskazując na niebo końcówką mokrego nosa.
Zaczął padać delikatny deszczyk, lada chwila mogło nastąpić urwanie chmury.
- Muszę skoczyć do miasta. - Powiedziałam.
O tej porze nie będzie tam tłoczno, wszyscy zaczną się rozchodzić do domów, a stragany zostaną zwijane, wśród sprzedawców będzie lekkie zamieszanie, więc to idealna chwila, by zapożyczyć trochę owoców, Zośka postanowił dotrzymać mi towarzystwa, gdy byliśmy w mieście chwyciłam przeplatany kosz na owoce, włożyłam je do niego ze straganów mieszając się wśród tłumu sprzedawców, oraz kilku kupców z parasolkami, z napełnionym koszem uciekliśmy z powrotem na tereny, rozległ się trzask piorunów, lunął deszcz, przerażona z podkulonym ogonem pobiegłam do swojej jaskini, Zośka mnie dogonił.
- Myślałem, że niczego się nie boisz, księżniczko. - Zaśmiał się pies.
- Każdy ma lęki... Może i wydaje ci się, że jestem ... Jakaś tam, uważająca się za kij wie co, ale tak nie jest. - Westchnęłam.
- Mattu to twoja rodzina? - Zapytał w końcu pies.
To pytanie pewnie nurtowało go, gdy zobaczył moje relacje z psem, które były niczym brata z siostrą, uśmiechnęłam się i ponownie westchnęłam, tym razem nie było to uciążliwe westchnięcie, tylko coś w rodzaju "Jest naprawdę dobrym psem".
- Mattu jest kompetentny do tego co robi, charakteryzuje się głównie tym, że wspaniale trafia do serca, szczery, otwarty, taki wiesz, jest nawet bardziej odpowiedzialny niż ja, pomogłam kiedyś mu, a on pomógł mi, stara znajomość, jest dla mnie bratem, trochę starszy ode mnie, pomagał mi się nakierować jak prowadzić sforę. - Wytłumaczyłam. - Często mówimy, że jesteśmy rodziną, by nie było zbędnych pytań.
<Zośka?>

Od Callahana c.d Darkness

Przechodziłem koło jaskini Darkness, Cato i Sky, gdy zobaczyłem jak biegnie tam Cato, Poeta i Yuki. Zatrzymałem się. Yuki - nasza medyczka - wraz Alfą? Ciekawe, co się stało. Przystanąłem niedaleko wejścia. Po kilkunastu minutach Poeta stamtąd wyszła. Podszedłem do niej.
- Hmm, Poeto? Alfo?
- Tak? - odpowiedziała.
- Czy coś się stało? To znaczy, wiem, że coś na pewno, ale co? - spytałem.
- Och. Darkness zasłabła. Yuki zdiagnozowała to jako brak snu i lekką depresję czy coś takiego... Nie wiem dokładnie, ale to chyba przez smutek, zdenerwowane czy coś takiego... - przerwała, po czym spojrzała na mnie. - Calu?
- Hm?
- Mógłbyś dotrzymać Darkness towarzystwa, dopóki nie dojdzie do siebie? - poprosiła.
- Tak, oczywiście, jak sobie życzysz.
- Będę ci wdzięczna. Do zobaczenia. - pożegnała się i odeszła.
Westchnąłem. Dotrzymanie komuś towarzystwa? Nie ma problemu... Tyle że, nie znałem Darkness za dobrze. No cóż, się zobaczy. Wziąłem głęboki oddech i wszedłem do jaskini. Po przejściu korytarza szybko rozejrzałem się po wnętrzu - było niewielkie, ale przytulne. Podszedłem do Yuki, Cato, Sky i Darkness. Chora suczka leżała na posłaniu z zamkniętymi oczami.
- Cześć wszystkim - szepnąłem, gdyż nie byłem pewny, czy Darkness śpi. - Poeta poprosiła mnie, bym dotrzymał towarzystwa Darkness dopóki jej się nie polepszy.
- Bardzo dobrze, Calu. - powiedziała Yuki. - Jednak będę musiała ją przenieść do medycznej części mojej jaskini, na obserwację.
- Nie ma problemu. - kiwnąłem głową.
- Mmm... Mógłby ktoś mi pomóc ją przetransportować...? - poprosiła Yuki
- Oczywiście, zrobię to. - zaoferował się Cato.
Po wyprawie do jaskini medyka, Cato i Sky odeszli. Niedługo później Yuki została wezwana do pomocy przy jakimś rannym psie. Zostałem z Darkness sam. Usiadłem naprzeciwko niej i popatrzyłem na nią. Miała ładną, gęstą, czarną sierść.
- Mógłbyś się tak nie gapić? - warknęła nagle Darkness.
- Cóż, wybacz, nie zauważyłem, że nie śpisz. - odparłem.
- No to, hm, wiedz, że nie.
- Spokojnie, Darkness. Poeta poprosiła mnie, bym ci dotrzymał towarzystwa. Na jakiś czas. Dopóki nie wyzdrowiejesz. - wyjaśniłem.
- Nie jestem chora.
- Mi powiedziano co innego. No i zresztą, jesteśmy w jaskini medyka.
- Och.
- Nie martw się, Darkness, nie potrwa to długo, tak myślę....
- Możesz mówić mi Darkie. A tak w ogóle, ty to...? - spytała.
- Callahan. W skrócie Cal. - przedstawiłem się.
<Darkness?> 

sobota, 23 kwietnia 2016

Od Zośki cd Poety

~ Dla niektórych warto.~zaśmiałem się. Mattu rozejrzał się nerwowo.
~ To ja was zostawię...~powiedział. Spojrzeliśmy na niego unosząc jedną bref do góry.
~ "On na serio tak myśli?"~pomyślałem. Dotknąłem miejsca na głowie gdzie była rana. Była zaszyta. Podniosłem się.
~ Ej, ej, ej... Musisz leżeć.~wręcz zawarczała Poeta.
~ Od kiedy się o mnie tak troszczysz?~zaśmiałem się. Miałem dobry humor, w sam raz do figli. Ona w odpowiedzi przewróciła oczami. Otrzepałem się z piachu.
~ Proponuje iść coś zjeść... Mattu, idziesz z nami ?~zapytałem widząc jak pies próbuje się wymknąć.
~ No pewnie !~zawołał pseudo radośnie.

<Poeta?>