Spojrzałam na psa ze wzrokiem pełnym podziwu, chyba zorientował się, że niezbyt mi to przypadło do gusty, był bardzo mądry, inteligentny, dało się to od razu zauważyć, chociażby po jego spojrzeniu.
- Przepraszam jeśli cię to... - Nie dokończył, przerwałam mu jednym tchem.
- Spokojnie, nic się nie stało. - Odpowiedziałam przełykając w tym samym momencie ślinę, co sprawiło iż zaczęłam się krztusić.
Pies poklepał mnie a krztuszenie ustało, zaśmiałam się lekko po "walce" z kaszlem, Connor odwzajemnił uśmiech, cały czas wydawał mi się tajemniczy, wpatrywałam się w jego oczy, jakbym widziała coś czarującego, magię, albo światło nadziei, jednym słowem wszystko.
- Wszystko w porządku? - Zapytał.
Przytaknęłam lekko głową i poszłam kilka kroków przed siebie, na niebie pojawiła się rażąca, zygzakowata błyskawica, podkuliłam ogon i spojrzałam na Connora, machnął głową, pobiegłam za nim, wylądowaliśmy w małej, ale przytulnej jaskini - pustej, nie zamieszkiwanej, byliśmy tam bezpieczni przed burzą, miejsce naszego pobytu było osadzone w ziemi, duża dziura, w której snuły się dwa korytarze, usiadłam koło wejścia, obserwowałam krople deszczu, które delikatnie spadały, wręcz tańczyły z delikatnym wiatrem, tak jak i krople bujające się po mojej sierści, spadające w dół na piach.
<Connora? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz