wtorek, 12 kwietnia 2016

Od Connora C.D Poety



- Lubisz szczeniaki, prawda? - pozwoliłem sobie zauważyć. Wszakże, udzielenie pomocy słabszej istotce, w tym przypadku osłabionemu szczeniakowi, to miła odmiana w naszym środowisku i trudno przepuścić ją od tak mimo oczu.
- Tak, a ty?
- Nie muszę chyba odpowiadać - znasz moje zdanie - bąknąłem bez dłuższej refleksji, a Poeta, najwyraźniej rozbawiona, uśmiechnęła się pobłażliwie, zupełnie jakbym rzucił jakimś, nieśmiesznym żartem. W końcu jednak utkwiła swoje spojrzenie, teraz znacznie wynioślejsze, w zachodzącym słońcu. Ogromna, żarliwa kula tonęła z wolna za horyzontem, za odległymi wzgórzami; tam, gdzie pozostawiłem swoje serce wiele miesięcy temu. Długo przeżywałem rozłąkę, chociaż osobami za którymi tęskniłem nie były wcale powabne i chętne samice, ni kompani każdej bójki mimo, iż to właśnie z nimi spędzałem najwięcej czasu, jako młody zabijaka pragnący wrażeń.
- Pochodzisz z daleka? – spytała śmiało Poeta, zauważywszy bystro, że dostrzegam w dali coś więcej, niż tylko pasmo wzniesień. Płonące determinacją ślepia zdradzały niefortunnie me utęsknienie, które samica wychwyciła tak, jakby nie jednokrotnie miała do czynienia z podobnymi cwaniaczkami, którzy usilnie próbują ukryć zmartwienia pod fasadami silnych cech.
- Można tak powiedzieć... – odparłem zadumany, szacując po cichu drogę, którą przeszedłem, aby się tu dostać. Nie wiedziałem ile to już kilometrów dzieli mnie od doliny, ale nie musiałem się zbytnio wysilać, aby stwierdzić, iż dla jej mieszkańców jestem już nieboszczykiem. – Wszakże, większość, byle nie całość, tutejszych psów przywędrowało tu z daleka. Tu ofiarowałaś im azyl – dopowiedziałem, teraz z większą dbałością i z wyrazami szacunku dla Alfy. –Właściwie, skąd pochodzisz?
Poeta spuściła smętnie głowę i dopiero cisza, chociaż krótka i przerywana przez świergot, uświadomiła mi jaki to popełniłem błąd. Ten wesoły płomyk w jej oczach powoli gasnął, jakby dusza, wcześniej widoczna i radosna, uszła z jej ciałka – Przepraszam… Nie powinienem… - zacząłem dość gorączkowo, ponieważ nigdy, a bynajmniej nie na umyśle, nie wywołałem u drugiej osoby tak beznadziejnej reakcji.
- Nie musisz – samica dopiero po dłuższej chwili odzyskała dar mowy – dusiła w sobie zdecydowanie zbyt wiele emocji, aby rozmawiać płynnie, nietrzęsącym się tonem. Była jednak silna. Niczym prawdziwa przywódczyni, jaką zresztą była, nie dała się emocją i na siłę uniosła głowę do góry, jakby czubkiem nosa chciała dotknąć rozgwieżdżonego nieba, zamanifestować swą silną wolę.
- Tęsknisz za nimi…?
- Niby za kim? – domyślała się pewnie – ba! – wiedziała o kogo mi chodzi, ale zachowała ten fakt jedynie dla siebie i zamilkła, jakby ten temat był jej zupełnie obcy, a ,,rodzina” to słowo, które już dawno zostało przysypane przez piach czasu, słowo zagłuszone przez echo wspomnień.
- Za rodzicami, rodzeństwem, ogółem osobami, które były Ci bliskie – wyjaśniłem po czym dałem jej do zrozumienia, jednym, wymownym gestem, że nie musi mi odpowiadać i może śmiało zignorować moją ciekawość, którą właśnie zacząłem przeklinać.

Poeta?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz