- Lubisz szczeniaki, prawda? - pozwoliłem
sobie zauważyć. Wszakże, udzielenie pomocy słabszej istotce, w tym przypadku
osłabionemu szczeniakowi, to miła odmiana w naszym środowisku i trudno
przepuścić ją od tak mimo oczu.
- Tak, a ty?
- Nie muszę chyba odpowiadać - znasz moje zdanie - bąknąłem bez
dłuższej refleksji, a Poeta, najwyraźniej rozbawiona, uśmiechnęła się
pobłażliwie, zupełnie jakbym rzucił jakimś, nieśmiesznym żartem. W końcu jednak
utkwiła swoje spojrzenie, teraz znacznie wynioślejsze, w zachodzącym słońcu. Ogromna, żarliwa
kula tonęła z wolna za horyzontem, za odległymi wzgórzami; tam, gdzie
pozostawiłem swoje serce wiele miesięcy temu. Długo przeżywałem rozłąkę, chociaż
osobami za którymi tęskniłem nie były wcale powabne i chętne samice, ni kompani
każdej bójki mimo, iż to właśnie z nimi spędzałem najwięcej czasu, jako młody
zabijaka pragnący wrażeń.
- Pochodzisz z daleka? – spytała śmiało Poeta, zauważywszy bystro, że dostrzegam
w dali coś więcej, niż tylko pasmo wzniesień. Płonące determinacją ślepia
zdradzały niefortunnie me utęsknienie, które samica wychwyciła tak, jakby nie
jednokrotnie miała do czynienia z podobnymi cwaniaczkami, którzy usilnie próbują
ukryć zmartwienia pod fasadami silnych cech.
- Można tak powiedzieć... – odparłem zadumany, szacując po cichu
drogę, którą przeszedłem, aby się tu dostać. Nie wiedziałem ile to już
kilometrów dzieli mnie od doliny, ale nie musiałem się zbytnio wysilać, aby
stwierdzić, iż dla jej mieszkańców jestem już nieboszczykiem. – Wszakże,
większość, byle nie całość, tutejszych psów przywędrowało tu z daleka. Tu ofiarowałaś
im azyl – dopowiedziałem, teraz z większą dbałością i z wyrazami szacunku dla
Alfy. –Właściwie, skąd pochodzisz?
Poeta spuściła smętnie głowę i dopiero cisza, chociaż krótka i
przerywana przez świergot, uświadomiła mi jaki to popełniłem błąd. Ten wesoły
płomyk w jej oczach powoli gasnął, jakby dusza, wcześniej widoczna i radosna,
uszła z jej ciałka – Przepraszam… Nie powinienem… - zacząłem dość gorączkowo,
ponieważ nigdy, a bynajmniej nie na umyśle, nie wywołałem u drugiej osoby tak
beznadziejnej reakcji.
- Nie musisz – samica dopiero po dłuższej chwili odzyskała dar mowy –
dusiła w sobie zdecydowanie zbyt wiele emocji, aby rozmawiać płynnie,
nietrzęsącym się tonem. Była jednak silna. Niczym prawdziwa przywódczyni, jaką
zresztą była, nie dała się emocją i na siłę uniosła głowę do góry, jakby czubkiem
nosa chciała dotknąć rozgwieżdżonego nieba, zamanifestować swą silną wolę.
- Tęsknisz za nimi…?
- Niby za kim? – domyślała się pewnie – ba! – wiedziała o kogo mi chodzi,
ale zachowała ten fakt jedynie dla siebie i zamilkła, jakby ten temat był jej
zupełnie obcy, a ,,rodzina” to słowo, które już dawno zostało przysypane przez
piach czasu, słowo zagłuszone przez echo wspomnień.
- Za rodzicami, rodzeństwem, ogółem osobami, które były Ci bliskie –
wyjaśniłem po czym dałem jej do zrozumienia, jednym, wymownym gestem, że nie
musi mi odpowiadać i może śmiało zignorować moją ciekawość, którą właśnie
zacząłem przeklinać.
Poeta?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz