sobota, 23 kwietnia 2016

Od Poety c.d Zośki

Kiedy Zośka spadł, pobiegłam do sfory po Mattu i razem szukaliśmy psa, po znalezieniu zanieśliśmy go do jaskini, Mattu znał się dość dobrze na medycynie, łatwo i zawsze trafnie rozpoznawał każdy stan. 
- Nic mu nie będzie. - Rzekł oglądając ciało psa. 
- To dobrze. - Uśmiechnęłam się. - Zdrowie zawsze jest najważniejsze. - Dodałam.
- Dlatego nie palisz. - Zaśmiał się Mattu. 
Spojrzałam na niego unosząc jedną brew do góry, fakt, nigdy nie chciałam palić, więc tego nie robiłam, szanowałam zdrowie, ale nie życie, życie było na tym ostatnim miejscu, czy życie, czy śmierć, bardziej zależało mi na drugiej, dlatego jakby Zośka umarł miałabym mocne wyrzuty sumienia, jak i towarzyszyła by mi złość, że nie zginęłam Ja... 
Pies wybudził się, siedziałam koło niego i lekko się zaśmiałam.
- Mocno żeś oberwał. - Powiedziałam lekko prychając.
<Zośka?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz