poniedziałek, 18 kwietnia 2016

Od Poety c.d Connora

Rano wstajesz, przeciągasz się, masz wrażenie że ta historia się powtarza, nie możesz się poddać bo boisz się zawieźć, patrz na innych tak jak chwilowo na siebie w odbiciu, ile słów pustych słyszały twoje uszy? I to uczucie jak uświadamiasz sobie, jak bardzo byłeś, bądź byłaś głupi lub głupia, niektórzy, wskaż mi kto ma jeszcze czyste serce... Wychodząc z jaskini widzę kilka kałuż, moje łapy delikatnie wchodzą i wychodzą z nich zostawiając wodny ślad na sierści stającej się przemoczoną i pachnącą deszczówką. Skutki mojej działalności są niezbędne do życia, wszystko co się działo oddziałuje na to kim jestem. Idąc potknęłam się i wpadłam do kałuży, znów podniosłam się, bo nauczyłam się jednego, od dzieci i szczeniaków, które od razu się podnoszą.
Idąc ścieżką ujrzałam Connora z Shay'em, podeszłam do psów, nim zdążyłam się uśmiechnąć Connor się odezwał.
- Witaj.
- Witaj, jak tam Shay? Wszystkie rany się zagoiły? - Odpowiedziałam szybko do Connora po czym wzrok i skupienie uwagi skierowałam na Shay'a.
- Wszystkie rany zniknęły. - Uśmiechnął się.
Odwzajemniłam uśmiech, który wydawał się ciepły i z troską, tak naprawdę moja głowa była pełna rozmyśleń. Wzrok przekierowałam na Connora dając my sygnał, że mam ochotę się gdzieś przejść.
<Connor?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz