czwartek, 7 kwietnia 2016

Od Demo

Dwa... Półtorej... Metr...Pół... I już! Udało mi się uciec. "Już mnie nie złapiesz ludziu!" pomyślałem. Skręciłem w prawo i...pech. Ślepa uliczka. Stanąłem kawałek przed ścianą, która oddzialała mnie od udanej ucieczki. Nadal trzymałem stek w pysku. "I po co ci to było!?" pomyślałem. Ludź stanął kilka metrów przede mną. Miał nóż w ręku. Rzeźnik. Czemu akurat rzeźnik!? Odwróciłem się i trzymając mięso w pysku pobiegłem prosto na mur. Człowiek mnie gonił, ale...odbiłem się od ściany i przeskoczyłem tuż nad nim. Pobiegłem najszybciej jak mogłem. Rzeźnik, już mnie nie gonił, wrócił do swojego sklepu klnąc. Peszek. Zabrałem się za jedzenie mięsa. Było nieźle. Potem miałem już dzień wolny. Postanowiłem iść nad strumień. Znajdował się na łące odległej jakieś 5 kilometrów. Powoli ruszyłem przed siebie. Ludzie nie zwracali na mnie większej uwagi. Droga minęła mi spokojnie, ale czułem coś dziwnego. Nie wiem co. Zatrzymałem się kawałek przed strumieniem. Było tam kilka psów. No pięknie. W co ja się wpakowałem? Zawróciłem, ale na moje nieszczęście ktoś mnie zauważył. Szlag by to...Nie mam wystarczającej siły żeby ich przegonić, ale mogę się bronić. Psy stanęły wokół mnie.
-Kim jesteś i co robisz na terenie Sfory Forever Together?-Spytał jeden z nich, pewnie przywódca.
-To nie twoja sprawa.-Powiedziałem.
Wybiłem się i przeskoczyłem nad nim. Ruszyłem do biegu, nie ma mowy by ktoś mnie dogonił. Nie tym razem. Najbliżej były góry, tam zdobędę małą przewagę. Po kilkudziesięciu minutach byłem lekko zmęczony, ale dlaczego oni mnie wciąż gonią? Wreszcie biegłem już w górach. Niedaleko stąd są skałki i jezioro (trochę małe, ale jest). Muszę tylko uważać by nie wpaść w jakąś przepaść. Pierwsze skałki. Wybiłem się i skakałem z jednej na drugą. Dotarłem na szczyt, ale kilku z nich było tuż za mną.
-Weźcie się odczepcie!-Krzyknąłem do psów.
Te jednak nic nie odpowiedziały. Westchnęłem i przewróciłem oczami. Ruszyłem przed siebie i skończyłem prosto do wody, przepłynięcie zajęło mi trochę czasu, podczas którego oni wspięli się na górę i byli koło wody. Już mnie nie złapią. Usiadłem zmęczony i wypiłem trochę wody, a tamci ciągle swoje. Płyną w moim kierunku. Nagle usłyszałem dziwny hałas i znów to dziwne uczucie. O co chodzi? Nie wiem. Rozejrzałem się dookoła. Niestety nic nie zauważyłem. Wstałem i powoli ruszyłem przed siebie, jak zwykle zresztą. Idę między kamienną ścianą, a przepaścią. Łapy trochę mi się ślizgały, ale jednak umiem to opanować. Tamci szli za mną, a konkretniej tylko jeden pies, a może suczka. Łapy mu/jej się ślizgały. Szła moimi śladami, to źle. W pewnym momencie się poślizgnęła.
-Uważaj!-Krzyknąłem.
Niestety za późno. Piszczał/a trzymając się tylko przednimi łapami.
-Nie ruszaj się, już po ciebie idę.-Powiedziałem.
-Bardzo zabawne!-Powiedziała (po głosie rozpoznałem).
Powoli poszłem w jej kierunku. Obok leżała lina, skąd się wzięła? Nie wiem, ale nie pora na rozmyślanie. Wziąłem jeden kiniec, a drugi dałem suczce.
-Trzymaj się mocno!-Powiedziałem.Ta chwyciła linę. Po kilku minutach udało mi się ją wciągnąć. Już na większej powierzchni zaczęliśmy dyszeć.
-Kim ty, u licha, jesteś? I dlaczego mnie gonicie?-Spytałem.
<Suczko?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz