Shay, dotychczas spokojnie przysłuchujący się rozmowie, uniósł ku mnie swe spojrzenie, które było na tyle wymowne, abym pojął jego ukryty przekaz, zanim szczeniak raczył mi go wyjaśnić.
- Mogę iść na polanę? - spytał cicho, jakby okalał nas tłum innych, wścibskich istot.
- Etiam - skinąłem łbem, a szczeniak, który najwyraźniej chciał się popisać zdobytymi umiejętnościami, wyrecytował z dumą:
- Gratias agimus tibi.
Kiedy dojrzał na mym pysku wyraźny cień uśmiechu, czyli nagrodę za pamięć, odwrócił się przodem do Alfy i pożegnał ją z należytą kulturą, po czym ruszył biegiem przed siebie. Odprowadziłem go wzrokiem, aby mieć pewność, że nie przewróci się w połowie drogi, ni nie spotka go nic złego, chociaż gdy zniknął za najbliższym zakrętem, ogarnęła mnie nagła niepewność.
- Spacer? - zaproponowałem ostatecznie.
- Chętnie.
Szybko obraliśmy drogę przez leśną ścieżkę wzdłuż, której wznosiły się majestatyczne drzewa w cieniu których, byliśmy zaledwie robakami. Patrzyłem się na ich korony, jak pod wpływem silnego uroku, dopóki z transu nie wyrwał mnie głos Poety:
- Podoba ci się tutaj?
- Tak. Nawet bardzo - odparłem z uśmiechem wspominając te wszystkie, spokojne miejsca na granicy, gdzie mogłem przebywać do woli i cieszyć swe oko pięknymi widokami. - To Ty znalazłaś te tereny, czy przejęłaś je po kimś? - spytałem bez dłuższej chwili namysłu, co nie dało pożądanego efektu.
<Poeta? Wenus brakus>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz