~ Do wesela się zagoi...ale na pewno nie mojego...~wydałam z siebie dźwięk podobny do prychnięcia i chichotu jednocześnie. Jednak po chwili zapytałam.~ Możesz iść ?
~ Mogę. ~ chociaż miałam wrażenie, że trochę blefuje.
~ To idziemy...
~ Gdzie mnie ciągniesz?~zapytał.
~ Chyba nie będziemy tu siedzieć cały dzień, a poza tym trzeba coś z tą łapą zrobić, Rafik coś poradzi.
Nie trzeba było dwa razy powtarzać i chwilę później znaleźliśmy się pod domem ów psa. Czarny owczarek siedział akurat na schodach przed domem i wylegiwał się w słońcu. Gdy tylko zobaczył nas, zerwał się na równe nogi.
~ Co was tu sprowadza? ~zaszczekał, jakby taki widok był dla niego niecodzienny.
~ To co widać...~ powiedziałam zaciskając zęby. Nie lubiłam gdy czarny pies prawił swoje mądrości, że te "nasze gangi" to głupota. Pies podszedł by obejrzeć łapę.
~ Niech zgadnę, znowu jakaś bójka? ~powiedział poirytowany.~ Naprawdę nie wiem, po co to wam?!
Już chciałam odpowiedzieć, pojechać jakimś mocnym tekstem, ale medyk przerwał mi.
~ To było pytanie retoryczne, Natanielle.
<Connor?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz