Moja łapa, niemalże bezszelestnie oderwana od podłoża, spoczęła łagodnie na ramieniu samicy, która czując ciepły, acz ostrożny dotyk, wrzuciła na swój pyszczek coś na wzór bladego uśmiechu. Najwyraźniej, odebrała ten gest jako przyjazną próbę dodania otuchy i wyczuła, iż postąpiłem intuicyjnie.
- Wygląda na to, że mamy podobną przeszłość... - westchnąłem, niby z żalem, niby z ironią, po czym postawiłem łapę twardo na ziemi, jakby lada chwila grunt miał się pode mną osunąć.
- A jacy byli twoi? - spytała Poeta, chociaż jej wypowiedź nie zabrzmiała już tak śmiało jak poprzednie.
- Cóż, znałem tylko matkę. Ojciec nigdy się mną nie interesował - odparłem, jak zwykle, krótko i zwięźle. - Ściemnia się. Wybacz mi, ale będę się już zbierał - dodałem nieco nienaturalnie, nerwowo, po czym wstałem, otrzepałem się bezceremonialnie i ruszyłem energicznie przed siebie, a bynajmniej chciałem, żeby mój krok wyglądał w miarę żwawo. Szybko udało mi się dojść do swej jaskini, gdzie (o dziwo) zastałem Shaya, który z myszą polną w pysku wypiął dumnie pierś, jakby oczekiwał właśnie pochwały.
- Sam upolowałem - zagaił zaciskając swe kiełki na drobnym ciałku ssaka, łamiąc mu przy tym kilka kości o czym zaświadczyć mógł nieprzyjemny zgrzyt. Ja jednak nie odpowiedziałem i położyłem się w kącie mieszkania, aby ukryć się w jego mroku. - Ładna ta Poeta, nie? - szczeniak zostawił na chwilę swą zdobycz i usiadł obok mnie.
- Nie mogę zaprzeczyć - odpowiedziałem beznamiętnie odwróciwszy się na drugi bok, chociaż wątpiłem, iż Shay da za wygraną i uda się na spoczynek bez uprzedniego sprowokowania mnie. Szczeniak, kiedy to zapadła cisza, postanowił wgramolić się na mnie i właśnie tam zwinąć się w kłębek.
- Dobranoc - szepnął mi do ucha po czym odgarnął lekko sierść, która łaskotała go w nos.
<Poeta?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz