Spojrzałam na Mattu, który siedział teraz wysoko w koronie drzew. Drzewo było bardzo rozgałęzione, więc łatwo było na nie wejść. Wykonałam parę skoków i po chwili także siedziałam na jednej z grubych gałęzi razem z psem. Drzewo okazało się wystarczająco wysokie, by dostrzec miasto ludzi jak i szczyty gór, za nim. Tam już nie leżały nasze tereny. Mijały minuty, i nadal milczeliśmy. Nie była to cisza, która była niezręczna. Cisza, panowała, gdyż chyba żadne z nas nie miało potrzeby by rozmawiać. Po prostu siedzieliśmy i obserwowaliśmy migające, kolorowe lampy miasta i świecące gwiazdy na niebie, które za wszelką cenę chciały być jaśniejsze od sztucznych świateł na dole. Od czasu do czasu, można było usłyszeć śpiew nocnych ptaków lub i brzęczenie irytującego komara. Mattu, patrzył się swoimi złotymi oczami, w stronę miasta. Zawsze patrzył się na mnie ciepło i miło, lecz nie byłam pewna czy naprawdę mnie lubi lub czy po prostu znosi moją obecność bo tak nakazuje mu sumiennie.
- Mattu... - powiedziałam, przed siebie w powietrze, lecz było to skierowane do psa siedzącego obok. Ten odwrócił pysk w moją stronę, czekając co powiem. Pierwszy raz, zadałam kiedykolwiek takie pytanie.
- Co o mnie sądzisz? - zapytałam, patrząc z ukosa nie niego swoim piwnymi oczami, w których odbijał się blask świateł z miasta.
Mattu? Przepraszam, że tak długo czekałeś, jak i jest takie krótkie ale wena mnie opuściła ;_;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz