Do sfory należałem od kilku dni, ale o dziwo doskwierała mi nuda. Znam w końcu tylko dwa psy i obydwoje mają inne zajęcia. Wracając do rzeczywistości...idąc przez Miasto Ludzi zauważyłem plakat, niewiele mi to mówi lecz zauważyłem coś o adopcji szczeniąt. To doskonały pomysł! Poszedłem w stronę schroniska. Szedłem...raczej gnałem co sił w łapach! W końcu doszedłem pod budynek, teren wokół jest ogrodzony siatką. Czy ja dobrze trafiłem? Nie wiem. Podszedłem do siatki i zacząłem szczekać. Z budynku wyszły trzy osoby. Dwie kobiety i jakieś dziecko. Jedna z nich pracuje w schronisku, a tamci to pewnie jakaś rodzina. Matka z synem cofnęli się do budynku, a z tyłu wyszli jacyś ludzie. Chyba wolontariusze. Tylko jeden miał psa na smyczy, a drugi patrzył na mnie w zdumieniu. Ja kontra pracownik schroniska i wolontariusz. Strach się bać. Zacząłem szczekać. Pracowniczka schroniska złapała mnie na smycz. W co ja się znowu wpakowałem. Wepchnęła mnie do kojca z jakimś szczeniakiem. To już coś.
-Cześć. Jak się nazywasz?-Spytałem szczeniaka.
-White Demon, ale mów mi Angel.-Powiedziała.-A ty?-Spytała.
-Demo. -Powiedziałem.-Słuchaj. ja tu nie mam zamiaru zostać ani chwili dłużej. Czy chciałabyś uciec ze mną?-Spytałem.
-A zajmiesz się mną?-Odpowiedziała.
-Tak.-Uśmiechnąłem się.
-To w takim razie idę z tobą!-Zapiszczała.
Potem zasypała mnie stosem innych pytać z czego wynikło to że będę jej opiekunem ,,Starszym "bratem"". Nastał wieczór i człowieki pojechały do swoich domów.
-Uciekamy?-Spytała.
-Tak.-Powiedziałem.
Podszedłem do drzwi klatki. Nosem odblokowałem zasuwkę, a drzwi "same" się otwarły. Wyszedłem z boksu ,,więzienia". Wszystkie inne psy już spały. Angel też usnęła. Wziąłem ją do pyska i podniosłem. Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się przeskoczyć przez siatkę i uciec. Nazwijmy to "adopcją". Noc nie była zbyt ciepła. Gdzie by tu przenocować? Pobiegłem przed siebie. Droga dłużyła się niemiłosiernie i nie oszukując...zgubiłem się! pośrodku polany zauważyłem wielkie, stare drzewo. Położyłem się obok niego, a mała wtuliła się w mój bok. Usnąłem, tak jak ona. Obudziłem się punktualnie o wchodzie słońca. Mała jeszcze spała. Kruszynka. Nie dowierzam że też byłem taki mały. W końcu ona też się obudziła.
-Cześć Angel.-Uśmiechnąłem się.
-Cześć Demo.-Ziewnęła.
Potem wstała i się przeciągnęła. Ja również wstałem.
-Głodna jestem.-Powiedziała.
Mi również zaburczało w brzuchu.
-Hm...pora na śniadanie. Chodź.-Powiedziałem.
Ruszyłem do miasta ludzi, a mała szła tuż obok mnie. Szliśmy przez jakieś półtorej godziny, a mała zadawała setki tysięcy pytań. Na każde odpowiedziałem! W końcu zaczęliśmy dochodzić do miasta.
-Wybacz, ale jak znajdziemy tam jedzenie?-Spytała.
-Pokaże ci, a ty się pilnie ucz.-Powiedziałem.
Ruszyłem truchtem przed siebie. Skręciłem w uliczkę koło restauracji.
-Ale tego się nie ucz, bo będzie źle...-Powiedziałem.
-Dobrze.-Powiedziała Angel.
Przepchałem największy kosz obok drzwi. Następnie otworzyłem go i wywaliłem najlepsze jedzenie.
-Smacznego mała!-Powiedziałem.
-Ale to dobre.-Powiedziała jedząc resztki mięsa.
Ja jadłem na górze kosza. Po kilku minutach zeszedłem na dół. Oboje skończyliśmy jeść. Czas przedstawić cię przywódcą. Nagle kosz się odsunął i na dwór wyszło paru ludzi z pałkami. Chyba każdy wie o co chodzi? Ruszyli na nas. Chwyciłem Angel i biegiem uciekłem. Ludzie odpuścili, a ja z młodą wpadłem na przywódczynię.
-Kto to?-Spytała od razu.
-To jest White Demon, ale mówię na nią Angel. Mogę ją adoptować???-Spytałem.
<Przywódczyni?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz