Po kilku minutach usłyszałam szelest liści, piski i jęknięcia. Po chwili moim oczom ukazał się dramatyczny widok: niewielkie, wyczerpane, wyglądające na rasowe szczenię, na sznurze było przywiązane do drzewa. Psia przednia łapka była zatrzaśnięta we wnykach. Psiak miał brudną, potarganą sierść. Żałośnie popiskiwał i próbował wyszarpać się to ze sznura, to z myśliwskiej pułapki.
Zamurowało mnie to. Podeszłam do szczeniaka.
- Hej... Nie bój się. - wyszeptałam. - Spokojnie... Pomogę ci. Tu nic ci nie grozi. No już... Cichutko. Uwolnię cię.
Szczenię popatrzyło na mnie z nadzieją. Przegryzłam wiążący je sznur.
- Obrożą zajmiemy się w sforze. - uśmiechnęłam się lekko, by podnieść psiątko na duchu.
- W sforze? - spytało cichym głosikiem.
Po głosie rozpoznałam w psim nieszczęśniku suczkę.
- Tak, w sforze Forever Together. - powiedziałam i popatrzyłam na nią. - A teraz słuchaj. Jestem medykiem, ale nie mam przy sobie odpowiednich rzeczy, by cię z tego... - wskazałam na metal na jej łapie - uwolnić. A więc, wejdź na mnie, zaniosę cię do swojej jaskini, i ci pomogę. A tak poza tym, jestem Yuki.
- A ja... Fallen Angel. Ale... możesz mi mówić Aislinn...? - sunia popatrzyła na mnie z nadzieją, już drugi raz dzisiaj, po czym wdrapała się (z moją pomocą) na mój grzbiet.
- Oczywiście, Aislinn. Chociaż bardziej pasowało by do ciebie Ash... - zaśmiałam się cicho.
- Ash?
- To po angielsku popiół. Masz taką szarą sierść... - wyjaśniłam.
- Wiem, co to znaczy ''ash''. I nie mam szarej sierści... tak naprawdę... - suczka miała łzy w oczach. - Moja sierść jest kremowa.
- Oj, Aislinn, przepraszam. Nie wiedziałam...
- Nie przepraszaj, Yuki. Nie musisz, ja to rozumiem. A poza tym, Ash ładnie brzmi. Jeśli chcesz, to możesz tak do mnie mówić.
Powoli zbliżałyśmy się do mojej jaskini. Gdy tam dotarłyśmy, położyłam suczkę na jednym z posłań, po czym przyjrzałam się jej. Nakarmiłam ją i napoiłam, po czym ostrożnie ucięłam jej sznurową obrożę. Co do wnyków, nie miałam pomysłu, co z nimi zrobić.
- Posłuchaj, Aislinn. Zostań tu, spróbuj się nie ruszać. Nic ci tu nie grozi. Żeby cię uwolnić z tej pułapki, potrzebuję pomocy. Zawołam Poetę, naszą alfę.
Pobiegłam do jaskini przywódczyni. Była tam, sama. Pokrótce opowiedziałam jej o Aislinn. Udałyśmy się do mojej jaskini. Gdy Poeta zobaczyła małą, posłała po Rafika, psa weterynarza. Ten wytłumaczył, że z wnykami poradzi sobie tylko weterynarz. Poszliśmy do niego - ja, Poeta, Rafik i protestująca Aislinn. Na szczęście droga do kliniki weterynaryjnej prowadziła przez las, w którym nie było wielu ludzi. Weterynarz, widząc swego pupila z nami - dzikimi psami i chorym szczeniakiem, szybko udzielił Ash pomocy. Po jakiejś godzinie z kliniki wyszedł weterynarz w towarzystwie lekko kulejącej, ale czystej Aislinn, jednak z zabandażowaną łapą. Podziękowaliśmy Rafikowi i kilkoma szczeknięciami człowiekowi, po czym udałyśmy się do sfory. W mojej jaskini Ash od razu położyła się. A ja... Jeszcze tego samego dnia poprosiłam Poetę o adopcję Aislinn. Na moje szczęście, zgodziła się. Podziękowałam jej, a po powrocie do mojej jaskini z czułością przypatrywałam się mojej Aislinn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz