Nasz nowy członek!
~~**Connor**~~
Imię: Jakże pospolite i nudne pytanie, drogi czytelniku. Czyż nie
istnieją na
tym świecie ciekawsze zagadnienia, którymi mógłby zadowolić się prosty,
ludzki umysł? Może i istnieją, ale i tak obowiązuje nas pewna zasada,
sięgająca jeszcze starych czasów surowego średniowiecza, która
nakazuje się przedstawić, chociażby dla samej ścisłości czy z kultury. A
więc, mienie naszego bohatera, to nadane matkę i zatwierdzone uprzednio
przez
Supremum Concilium, brzmi Ratonhnhaké:ton (czyt. Radunhageedun). Wydaje
się, co prawda, dość egzotyczne i trudno dokładnie oszacować skąd
pochodzi, ale z pewnością jego autorami są rdzenni amerykanie, zwani
pospolicie indianami. Nie trzeba jednak wiele myśleć, aby stwierdzić, iż
życie z takim mieniem, w dzisiejszych czasach, jest znacznie utrudnione.
Fakt ten nie umknął
także uwadze nauczyciela, któremu z trudem przechodziła przez gardło
nawet
pierwsza sylaba tej, wymyślnej nazy. Zadecydował więc, że nazwie swego
podopiecznego Connor, aby nieco sobie ulżyć i uczcić tym samym pamięć nieżyjącego już syna.
Pseudonim:Wyzywali go od najróżniejszych, klnęli zacięcie pod
jego adresem,
obrzucali najgorszymi obelgami i wyzwiskami, ale wciąż nie umieli ująć
samca w jednym słowie, chociażby w jednym z tych najgorszych i wręcz
przeznaczonych dla istot jego pokroju. Bestia? Może i za dużo
powiedziane, ale
nie można zaprzeczyć, iż takie przezwiska się już zdarzały, chociaż
padały one dość rzadko, pod wpływem nadmiernych emocji. Wprawdzie
powiedziawszy, to samo Connor jest jedynie pseudonimem, co wiesz zapewne
z powyżej umieszczonego tekstu. Jedna ksywa w
zupełności mi wystarczy, powiada często samiec, ponieważ nie przywykł do
skrótów, zwłaszcza, że nie ma do nich pamięci. Więc, jeśli przywiązałeś
się już do czterech, sprawnych kończyn,
zachowaj w jego obecności dystans, zwracając się do niego tak jak sobie
w danej chwili życzy, czyli po 'imieniu'.
Płeć: Pewny siebie chód i dumne spojrzenie, utkwione zazwyczaj w dali, pomoże Ci szybko wywnioskować, iż masz do czynienia z samcem, chociaż imię może mówić samo za siebie.
Wiek: Ech, jakże niechętnie liczymy sobie każdą, kolejną wiosnę, chociaż
doskonale wiemy, iż poprzez wiek przybywa nam także doświadczenia i rozumu. Ileż to każdy by z nas dał, aby pozbyć się paskudnej
świadomości, która wmawia nam, że z biegiem czasu stajemy się
bezużyteczni, słabi, niepotrzebni. Owy samiec liczy sobie... hmm... pewnie z 3 wiosny i nie czuje się,
ni zbyt młody, ni zbyt stary - w pełni sił.
Charakter: Connor, bo właśnie takie mienie przylgnęło do owego
przedstawiciela dumnej, psiej rasy, na pierwszy rzut oka wydaje się dość
flegmatyczny, powiedziałabym nawet, że aż zbyt drętwy, jak na samca o
tak zwinnej sylwetce, którą równie można by było przypisać wybitnemu
wojownikowi. Zaś jego ton, wracając do wymieniania wszelkich pozorów,
brzmi zazwyczaj jak tekst przeczytany ciągiem, w podobnym tempie, bez
akcentów i cienia jakichkolwiek emocji, chociażby tych negatywnych,
jakby sama postać była jedynie maszynom. Cóż, każdy patrząc na Connora
wysnuje, rzecz jasna, własną opinie - ile ludzi, tyle poglądów, ale z
pewnością nie będą one pozytywne, ni zadowalające na tyle, aby dać sobie
spokój z zagłębieniem się w otwartą szeroko księgę jaką jest jego
osoba. Nawet, jeśli pies da Ci wyraźnie do zrozumienia, iż do jego
świata nikt nie ma wstępu. Chyba najtrafniejszym z określeń takiego
temperamentu jest właśnie "Cicha wodą", co raczej trudno utożsamić z
zaletom, zwłaszcza, że stworzenia owego pokroju są z natury przebiegłe,
skryte, ogólnie trudne w obyciu. Świat, czyli my, toleruje jedynie
otwarte stworzenia, skore do rozmowy, patrzące na wszystko przez pryzmat
dobroci, chociaż środowisko w, którym aktualnie żyjemy nie jest do
końca idealne i w dzisiejszych czasach raczej trudno o osobę spełniającą
wszystkie, powyższe kryteria, a jeszcze trudniej znaleźć taką osobę
przy życiu i o zdrowych zmysłach. A Connor? Go trudno zdefiniować w
samym słowie ,,dobro". Nie grzeszy polorem, a moralność, chociaż dobrze
mu znana z życia w psim społeczeństwie, nie wchodzi w pakiet zebranych
tu zalet, jeśli w temperamencie psa w ogóle się jeszcze jakieś ostały.
Nie jest również przesadnym altruistą i pomocną łapę wyciąga raczej
rzadko, zwłaszcza, gdy ofiarą niepowodzenia jest nieznana mu istota,
która nie jest w stanie wzbudzić sympatii w lodowatym, poniekąd wilczym,
sercu. Cóż, zaufanie również nie jest Connorowi obce, ale wrodzona
ostrożność nie pozwala samcowi na zawieranie dłuższych przyjaźni, jeśli w
ogóle ktoś w takową więź pomiędzy dwoma stworzeniami wierzy i nie boi
się rozczarowania, czy nawet śmierci z rąk, rzekomo, zaufanego
towarzysza. Powstało niegdyś bardzo mądre powiedzenie - "Każdy może wbić
ci nóż w plecy", a jest ono dobrą przestrogą dla tych, którzy darują
innym swe serca na dłoni i dają pokaz nadmiernej empatii, chociażby dla
samego poklasku, ponieważ szczerość jest w dzisiejszych czasach miłą
rzadkością. Connor, co prawda, nie miał zbyt dużej styczności z
fałszywością, ponieważ przez większość dotychczasowego życia trzymał się
na uboczu, ale los nie poskąpił mu zdrowego rozsądku, który
wielokrotnie przeklinany przez swego właściciela stał się w końcu jego
spójną częścią, elementem, którego nie można się wyzbyć. Został również
obdarowany ponadprzeciętną inteligencją i z biegiem czasu zdążył zdobyć
pewne empirie, czyli doświadczenie nie do przecenienia, które jest
głównym powodem tych wszystkich wzlotów i upadków, które poniósł w
przeszłości nasz bohater. Jednak z przysłowiowego bagna, w które wlezie
jeszcze nie raz i nie dwa, zawsze musiał wydostać się samodzielnie. A
może by tak spytać o pomoc?, zapewne zasugerujesz. Ech, owy samiec jest
zbyt uparty i honorowy, aby się przed kimś gorszyć, a do wszystkiego -
prawdy, celu, sprawiedliwości - musi dojść sam, chociaż małe wsparcie
jeszcze nikomu nie zaszkodziło, pomimo, iż dla wielu jest jak kara i w
większości wzbudza dyshonor. W parze z przesadną wręcz
samowystarczalnością idzie także arogancja, która pod postacią mocnego
arsenału argumentów i ciętych odzywek dała się we znaki niejednemu,
który próbował nakierować Connora na dobrą drogę z, której samiec zszedł
już dawno, aby zabijać w imię zemsty tych, którzy są obciążeni winą za
te wszystkie mordy. I mimo tego, że pies pragnie pokoju, wie, że bez
ofiar i rozlewu krwi wojna się nie zakończy, chociaż nie jednokrotnie
wykazał się charyzmą i zapobiegł wielu bójkom. Chciałoby się rzec, cel
uświęca środki. Wpajając mu swe przekonania nie zdziałasz zbyt wiele,
nie załagodzisz buntu w jego sercu, chociaż może się wydawać, iż paroma,
czułymi słówkami stopniowo go zmienisz, nadasz inną barwę, podarujesz
trochę swego optymizmu. Cóż, Connor nigdy nie był podatny na sugestie, a
śmierć matki odcisnęła w nim dość spore, widoczne piętno, chociaż nie
objawiło się ono depresją i pies nie okazał swej słabości, jak to zwykle
bywa po śmierci ukochanej osoby. Życie dobrze go zaprogramowało, a
doznane zło, ta nienawiść z jaką na niego patrzyli, uczyniło silniejszym
przez co samiec przezwyciężył w końcu lęk przed śmiercią, której
aktualnie spogląda w oczy ze śmiechem, jakby stał właśnie twarzą w twarz
ze starym przyjacielem. Szaleństwo (jutro dodam całość).
Motto: "Dokładnie tu i teraz jesteś szczęśliwy, ale o tym nie wiesz,
ponieważ twoje fałszywe zapatrywania, twój zniekształcony obraz
rzeczywistości (...) zamknęły cię w pułapce lęków, niepokojów,
przywiązań, konfliktów, poczucia winy; wreszcie w całej gamie ról
które odgrywasz, ponieważ tak zostałeś zaprogramowany. Gdybyś
potrafił spojrzeć dalej niż sięga to wszystko zrozumiałbyś, że
jesteś szczęśliwy, tylko o tym nie wiesz".
Rodzina: Do pierwszego roku życia, gdy to wydarzyła się tragedia, młody samiec wychowywany był pod czujnym, matczynym okiem; otoczony zewsząd miłością i troską. Aashiya:na, bo takie imię nosiła rodzicielka, przez całe życie ukrywała przed synem prawdę o ojcu i można rzec, iż zabrała tą tajemnicę razem ze sobą - do grobu, a zatajana informacja nie wyszłaby na jaw, gdyby nie Jacob - młody jeniec, który przymusowo mieszkał na terenach klanu z czym oswoił się zadziwiająco szybko, a ponadto zdążył zdobyć zaufanie licznej grupy psów. Po za tym, był on dobrym przyjacielem rodziny, pomimo tak niskiej rangi i po śmierci Aashiya:ny wziął Connora pod swoje skrzydła stając się jego opiekunem, nauczycielem. Śmiało można powiedzieć, że to właśnie on zastąpił naszemu bohaterowi jednego z rodziców, chociaż był z pewnością surowszy, niż matka.
Aparycja:
- Rasa: Ni to stuprocentowy wilk, ni to stuprocentowy pies - brudna krew.
- Umaszczenie: Białe z lekkimi, niemalże niewidocznymi, złotymi akcentami.
- Budowa: W BUDOWIE [xd]
- Oczy: Są one niczym dwie latarnie, sąsiadujące ze sobą znicze na niedawno odwiedzanym grobie. Jednak w przeciwieństwie do prostego płomienia, ślepia Connora nigdy nie tracą swego blasku, a determinacja nie zgaśnie w nich, aż do śmierci. Tęczówki, same w sobie, mają dość nietypową barwę, którą tworzą trzy zlane ze sobą kolory - złoty, pomarańczowy i czerwony, który dostrzec można w kącikach.
- Znaki szczególne: Jego ciało już dawno zostało oszpecone przez blizny, zadrapania, oparzenia, ogółem wszystko co czyni skórę czymś odrażającym, chociaż cała ta niedoskonałość została dobrze ukryta pod grubym, białym futrem i mało takich oczu, którym uda się dostrzec ślady po dotychczasowym życiu owej postaci. Jednak najcharakterystyczniejszą dla Connora blizną, znakiem, jest wypalona na ramieniu rzymska jedynka, która jest domeną każdego członka rodzinnej gildii naszego bohatera. Samiec, jak zresztą przyrzekł przed Supremum Concilium, nosi to znamię z dumą, chociaż nie pamięta kiedy to ostatnio odsłaniał je przed wrogiem.
Historia: "Słońce
chyliło się powoli ku zachodowi, a niebo, jeszcze do niedawna
lazurytowe, poczęło przybierać ciepłe barwy, niczym z malowidła
wybitnego artysty, którym w tym wypadku była natura. Jednak ciszę, która
wówczas panowała, mąciło nieustanne nawoływanie tłumione przez wiatr,
który umiejętnie zamieniał każdy krzyk w niezrozumiały dla ucha bełkot.
-
Vinanti! Poddaję się! Wychodź z ukrycia i wracajmy! Vinanti! -
szczeniak nie otrzymał odpowiedzi, a długie poszukiwania na nic się
zdały, chociaż wstyd było mu wracać do doliny bez przyjaciela, który
siedział zapewne w swej kryjówce i naśmiewał się po cichu z bezradności
towarzysza. Bezskuteczne 'błądzenie po omacku' zakończyło się, gdy to
Ratonhnhaké:ton wyczuł cudzą woń, a nie był to ten sam, specyficzny
zapach, który roztaczał wokół siebie jego przyjaciel, więc młody samiec
poważnie się przejął, zważywszy na to, iż jego gildia zdążyła namnożyć
sobie pokaźnej ilości wrogów. Zanim jednak zdążył zainterweniować, coś, a
raczej ktoś, chwycił go za kark, uprzednio zbliżając się do zlęknionej
ofiary bezszelestnie i przyparł do najbliższego drzewa. Szczeniak,
czując zabójczy uścisk na swej szyi, znieruchomiał i poddał się
napastnikowi, który właśnie karmił się strachem bezbronnej istoty.
-
Gdzie twój klan? - przemówił ostro, a zza drzew wyłoniły się jeszcze
dwie, psie sylwetki, które zaczęły wtórować swemu dowódcy szyderczym
śmiechem.
- Nigdy ci nie powiem! - Ratonhnhaké:ton, ryzykując przy
tym ukręcenie karku, szarpnął się w przód, aby zamanifestować swą wolę
walki, chociaż wzbudziło to jedynie głośny śmiech u napastnika i jego
eskorty.
- Och, wielka szkoda. W takim razie twoja. Mała.
Iskiereczka. Życia. Zgaśnie - uścisk stawał się stopniowo mocniejszy, a
szczeniak, któremu zabrakło tchu, zaczął przebierać łapami szukając
rozpaczliwie podłoża, chociaż spojrzenie zaszło mu już mgłą. Samiec
okazał jednak litość i posłał brutalnie Ratonhnhaké:ton'a na ziemię
patrząc jak stworzenie nabiera łapczywie powietrza, próbując odzyskać
dar mowy, który został stłumiony przez nieprzyjemne spotkanie z
podłożem.
- K-kim je-jesteś? - wyjąkał w końcu szczeniak, a z jego rozżarzonych ślepi buchnęła nienawiść.
-
Ja? - oprawca z niedowierzaniem wskazał na siebie łapą, ale już po
chwili wydął wargi w szyderczym uśmiechu. - Nazywam się Fyiero. Czemu
pytasz?
- Abym mógł cię odszukać - wycedził przez zaciśnięte zęby
Ratonhnhaké:ton, a nieznajomi zamilkli lustrując się przez pewien czas
spojrzeniami, jakby zaskoczeni uporem dziesięciomiesięcznego bachora.
-
A więc, czekam! - Fyiero znów zaniósł się dławiącym śmiechem, a gdy
zdążył się opanować i obmieść okolicę wzrokiem, skinął na jednego z swym
sług, który z zaskakującą szybkością pojął elokwencję tego gestu.
Goliat, bo takie mienie nasuwa się po ujrzeniu jego, umięśnionego
cielska, wymierzył Ratonhnhaké:ton'owi jeden cios w głowę, a ten
niemalże od razu stracił przytomność, chociaż walczył uparcie z
powiekami. Gdy szczeniak się zbudził, zapadła już noc. Z przecięcia na
łbie, wciąż ciekła świeża krew, która oblepiła z obrzydliwym efektem pół
pyska. Szczeniak z trudem poskładał wszystkie wydarzenia w spójną
całość, ale już po odzyskaniu przytomności wiedział, iż stało się coś
niedobrego, więc chwiejnym krokiem ruszył ku dolinie, chociaż nocą każde
drzewo i ścieżka wydawała się mu zupełnie obca, mimo tak licznych
zapachów unoszących się wówczas w powietrzu. Na wpół idąc, na wpół się
czołgając, dotarł na łagodne urwisko z, którego zwykł podziwiać piękną
dolinę, która teraz spływała krwią swych obrońców... Masa ciał i swąd
skrzepniętej posoki wywołał u Ratonhnhaké:ton'a konwulsyjne odruchy, a
rozpaczliwe krzyki i skowyt rannych, docierał do jego uszu z
przeraźliwym efektem. Szczeniak stoczył się na dół i przerażony całym
tym, bezlitosnym obrazem, zaczął wołać matkę, chociaż każde jego słowo ginęło w hałasie i
tłumione było przez tłum zebranych psów, które rozpaczały pochylone nad
ciałami bliskich. Młody pies postanowił udać się do swojej jaskini,
wierząc ze szczenięcą naiwnością, że właśnie tam ukrywa się jego matka,
cała i zdrowa. Brutalnie przedzierał się przez zebranych zaciskając przy
tym zęby, aby nie wydusić z siebie łez, ni nie wydobyć krzyku
bezsilności, która wtedy nim władała. W końcu jednak dotarł do swego
mieszkania, ale zastał tam tylko Jacoba, zaprzyjaźnionego jeńca, który
łkał wtulony w ciało zbrukane krwią. Władała nim taka rozpacz, że nawet nie
zauważył obecności Ratonhnhaké:ton'a, czyli szczeniaka, któremu w jednej
chwili cały świat zawalił się na głowę.
- Jacob? Czy...? Czy ona...?
- samiec w odpowiedzi przyciągnął młodego psa do siebie, a ten również
zaniósł się płaczem i zacisnął mocno powieki, aby się przebudzić.
Niegdyś to skutkowało, ale teraz sytuacja działa się na jawie, a nie w szczenięcym
koszmarze...- Przepraszam. Nie byłem w stanie jej uratować... - Jacob przed przybyciem szczeniaka, stoczył walkę na śmierć i życie z sześcioma napastnikami z czego jeden, poważnie poranił mu łapę, która zdążyła już napuchnąć i zlepić się skrzepniętą krwią zmieszaną z ropą - została niebawem amputowana".
Jacob,
chociaż nie miał takich samych praw jak rodowici członkowie klanu,
postanowił zaadoptować osieroconą istotę, a brak przedniej kończyny nie
stanowił już dla niego problemu, ponieważ uważał się za psa w pełni sił i
nawet najgorsza kontuzja nie mogła mu przeszkodzić w opiece nad
Connorem, bo właśnie takie imię nadał młodemu psu, głównie ze względu na
długość poprzedniego miana, którego wymawianie przychodziło Jacobowi z
trudem. Ratonhnhaké:ton szybko zaakceptował swe nowe mienie i nawet nie
zaprotestował, gdy samiec zarządził tak znaczną zmianę w jego życiu,
chociaż władały nim wtedy mieszane emocje, a strata matki, czyli jedynej
osoby w, której miał wówczas oparcie, była stratą nieodnawialną. Jednak
zemsta dawała mu siłę, a obraz Fyiera błagającego o litość w ostatniej
fazie agonii, wywoływał na pyszczku sieroty blady uśmiech, chociaż
nauczyciel powtarzał mu, iż gniew jest bronią, która może obrócić się
przeciw swemu panu i był w stanie potwierdzić tą tezę na wielu
przykładach ze swej przeszłości. Jacob pochodził z Anglii. Przez długi
czas wychowywał się w Londynie, ale nieprzyjemny incydent z młodości
sprawił, że musiał uciekać, a niesprawiedliwy los chciał, aby samiec
został pojmany. Jednakże, szybko począł traktować gildię jak swój dom, a
nie więzienie, a ponadto wzbudził zaufanie w sercach jej członków,
wliczając w to matkę Connora, która po odejściu partnera (ojca jej
szczeniaka) obdarowała uczuciem pojmanego, chociaż utrzymywała to w
tajemnicy przed synem, który wierzył, iż ojciec do nich wróci i na nowo
pokocha swą rodzinę. Jacob zaczął również uczyć szczeniaka języka
angielskiego, który uważał za mowę uczonych, a głównym powodem takiego
rozumowania była czysta niechęć do łaciny, czyli rodowego języka
'tubylców', którego był zmuszony się uczyć z niezadowalającymi efektami.
Tak więc, Connor wkroczył w świat nauki i wytrwale doskonalił się w
wielu dziedzinach, a między innymi w walce z, którą związane miało być
jego stanowisko. Wszakże, pragnął zostać wojownikiem i chciał bronić
gildii przed tymi, którzy mogą jej w jakiś sposób zagrozić. Szlachetne,
powiadał Jacob, gdy to roczny samiec opowiadał
mu o swych ambicjach i planach. Skąd Connor mógł wtedy wiedzieć, że
pisane jest mu życie w ciągłym nie spokoju? Tak więc, nasz bohater rósł
powoli w siłę, a mentor z dumą śledził jego postępy i z niedowierzaniem
patrzył jak jego uczeń przełamuje kolejną granicę swych możliwości i z
jaką precyzją podchodzi do każdej walki, ale mimo tylu powodów do
szczęścia, Jacob wiedział, że trening podopiecznego jest wciąż w toku, a
Connor będzie musiał jeszcze stanąć przed najtrudniejszym zadaniem.
Pewnego dnia, a był to dzień przed drugimi urodzinami naszego bohatera,
samiec zabrał swego ucznia do miasta, gdzie młody pies przebywał raczej
rzadko, a jak już, to z dala od wszystkich zamieszek i akcji. Jednak
wtedy zapuścili się głębiej, niż kiedykolwiek, a konkretniej to do
opuszczonego garażu, gdzie miastowi włóczędzy mięli swój azyl. Jacob
nakazał Connorowi, aby wtopił się w tłum przebywających tam psów i, aby
usiadł wraz z nim przy wolnym miejscu z, którego poczęli obserwować
jednego z gości. A był to starszy samiec, wilczak czechosłowacki, który
wydawał się być liderem grupy z, którą przesiadywał na środku sali.
Mentor nie musiał tłumaczyć jego tożsamości, ponieważ Connor szybko
pojął z kim ma do czynienia i trzeba przyznać, że nieźle się rozczarował
widząc taką postawę u swego ojca, którego jeszcze do niedawna miał za
honorowego samca.
- On jest wszystkiemu winny, Connor. To on był
obecny przy tym ataku. Musisz go zabić, jeśli nie chcesz, aby wszystko
co kochasz znów runęło - Jacob położył swą łapę na barku młodego psa,
ale ten tylko ją zepchnął, chociaż nie umiał udawać zrozpaczonego.
Szczerze powiedziawszy, to nawet spodziewał się takiego przebiegu akcji i
był gotowy na
tak śmiały czyn, którym jest zabójstwo rodzica. Nauczyciel odczekał
trochę, ale już po chwili wstał i wtrącił, że ma coś ważnego do
załatwienia. Po raz pierwszy zostawił Connora samego w mieście.
Doświadczenie jest wszakże najlepszą lekcją jaką może Ci dać życie.
Młody samiec, chociaż wiedział, iż źle postępuje, zajął miejsce przy
bandzie, którą otoczył się jego ojciec i dyskretnie podsłuchiwał ich
rozmowę, co nie umknęło niestety uwadze bystrego wilczaka i Fyiero,
który na ironię, nie rozpoznał Connora. Wybuchła zacięta kłótnia w
trakcie, której doszło do rękoczynu, a psy rzuciły się sobie do gardeł,
chociaż co niektórzy nie znali nawet powodu tej zamieszki. Tak się
złożyło, że Despero, bo tak nazywał się ojciec bohatera, napotkał na
swej drodze Connora i tak zaczęła się walka. Nie trwała ona jednak
długo, ponieważ starszy samiec szybko rozpoznał w młodym zabijace swego
syna i wyprowadził go przed garaż bez najcichszego ostrzeżenia, czy
wymownego gestu. Cóż, przeprowadzili tam znaczącą rozmowę w trakcie to której zdążyli się nawet pokłócić dwa razy i pogodzić, jakby znali się już od dawna. Jednak, młody samiec nie ukrywał, iż ma ojcowi za złe te wszystkie miesiące i, gdy wilczak 'odwracał kota ogonem' Connor uparcie kontynuował ckliwe tematy dla Despero, który usłyszawszy o śmierci byłej partnerki spochmurniał, jakby po wielu latach obudziło się w nim to piękna, uśpione uczucie. Do jaskini Jacoba młody samiec zawitał dopiero późną nocą, ale zamiast udać się na spoczynek oddał się burzliwym myślom, które wówczas zapełniały jego głowę i ciążyły niczym stos kamieni. Żył z takim obciążeniem jeszcze przez trzy miesiące i nawet Jacob, który patrzył na żale ucznia z przymrużeniem oka, zaczął się obawiać, chociaż powoli zaczął przewidywać, iż jego podopieczny jest jeszcze zbyt słaby, aby przełożyć dobro swego klanu ponad własne. W końcu, przeprowadził z Connorem konfrontacje
w trakcie, której oboje doszli do wniosku, iż nadszedł czas, aby młody
pies przywdział własne skrzydła i ruszył w świat i aby przemyślał
rozmowę w starym garażu, co było dość trudne dla młodego buntownika. Tak właśnie zaczął się kolejny etap w jego życiu, który już
na starcie mogę nazwać pasmem wzlotów i upadków. Oszczędzę więc słów, a
dalszy ciąg historii śmiało możecie sobie już dopowiedzieć sami.
Jednak, pewne jest jedno - Connor nie pozwoli, aby śmierć osób, które kochał poszła na marne.
Informacje o miłości: Miłość? A czymże ona jest? Zapewne chorobą.
Ciężką chorobą, która nawet
najwybitniejszemu filozofowi jest w stanie stłumić racjonalne myślenie i
sprawić, aby ten wybrał najgłupszą z wszelakich opcji bacząc jedynie na
dobro obiektu swego zauroczenia. Connor, czyli samiec młody i podatny
na wiele emocji, często się zakochuje i mąci wielu samicom w głowach, ale jest to raptem miłość na
jedną noc. Co prawda, ma jeszcze sporo czasu na ustatkowanie się i na to, aby spojrzeć na temat miłości z innej perspektywy.
Szczeniaki: Mimo młodego wieku całkiem możliwe jest to, iż takowe
posiada z jedną ze swych dawnych miłości, chociaż jak na tą chwilę,
brak mu na ten temat informacji.
Miejsce zamieszkania: Connor wiedzie dość dynamiczny tryb życie i
rzadko co przywłaszcza sobie jakąś jaskinię, czy jamę na dłużej, a za
azyl ma jedynie mrok, który stanowi swego rodzaju osłonę przed
natrętnymi spojrzeniami. Jednak, od zawsze miał zamiłowanie do krycia
się wśród zabudowań, a towarzystwo dwunożnych nie stanowi znacznego
problemu, zwłaszcza, iż większość ucieka na sam jego widok. Tak więc,
osiedlił się na obrzeżach miasta, czyli w miejscu gdzie jest w miarę
spokojnie. Cóż, aut przejeżdża mało, las blisko, gangi rzadko obierają
trasę poprzez tak spokojne uliczki - wymarzone miejsce na postój.
Stanowisko: Jest
najzwyklejszą w świecie odnogą psiego społeczeństwa, a szukanie dla
niego odpowiedniego zawodu byłoby po prostu mitrężeniem cennego czasu,
którym aż żal obdarzać tak beznadziejną istotę. Jednak trzeba przyznać,
iż nigdy nie
brakowało mu oleju w głowie i zręczności, a chęć działania w pojedynkę
zezwala mu na pełnienie stanowiska zabójcy.
Głos: Extreme Music [Bring Me Back To Life]
Login: JULKAR [formularz objęty jest prawami autorskimi!]
Szczerze to chyba jeden z najlepszych profilów, jakie miałam okazję czytać w mojej karierze z blogami *4 lata ^^*
OdpowiedzUsuń~Pozdrawiam Asami :)
Bardzo dziękuję :3
OdpowiedzUsuńChociaż nie wiem kto byłby zdolny przeczytać przynajmniej pierwsze zdanie z tak długiego i bezsensownego formularza xd