Rozglądałam się dookoła, prawdą było iż byliśmy dość daleko od sfory, mimo to wiedziałam gdzie iść, dawniej bywałam w tych terenach, dobrze, ale zarazem i źle wspominam te czasy, czasem modliłam się by zapomnieć o przeszłości, o tych bliskich, tych dalszych, przyjaciołach, wrogach... Szłam przed siebie z kamienną miną co chwila przechodząc pod zaroślami, które tworzyły gęsty, długi żywopłot, ponownie usłyszeliśmy szczek psów, mój wzrok przeniósł się na samca, zamyśliłam się, lecz nie trwało to długo, gdyż po krótkiej chwili zaciągnęłam go w pewne miejsce w którym niegdyś spędzałam czas. Przed nami ukazało się wąskie przejście, zaraz po nim szereg korytarzy,
cicho westchnęłam i zaczęłam iść przed siebie z opuszczonym łbem wyglądającym na pozór niewinnie. Stalaktyty, stalagmity i stalagnaty tworzyły tu czasem niewyobrażalne ściany i przejścia, tworząc w ten sposób rozmaite korytarze w których łatwo by się poplątać, bądź zgubić.
- Tu nas nie znajdą. - Odparłam po chwili, a mój głos rozniósł się delikatnym echem.
<Connor? Wena powoli wraca :D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz