poniedziałek, 28 marca 2016

Od Connora C.D Poety

- Jasne - odpowiedziałem z entuzjazmem, ponieważ mój żołądek także zaczął upominać się o posiłek, a że zdarza mu się to dość rzadko, postanowiłem spełnić jego prośbę. Ślady małych łap, przedtem liczne i kasztanowe, teraz stały się pojedyncze, wyblakłe od słońca, którego promienie przedostawały się nieśmiało przez liczne szczelina oświetlając dość wąski tunel. Dotarliśmy do wyjścia z, którego gwałtownie buchnął oślepiający blask zmuszający do odwrócenia wzroku. Przystanęliśmy na którą chwilę w progu jamy, gdy to ja walczyłem ze światłem, a moja towarzyszka próbowała zaplanować spojrzeniem dobrą trasę poprzez wysoką trawę. 
- Tędy.
Skinąłem twierdząco łbem po czym ruszyłem za nią w gęstwinę, stawiając długie i zwinne susy, aby ją dogonić. Nie minęło jednak wiele czasu, kiedy to weszliśmy na leśną ścieżkę, która to miała doprowadzić nas na jedną z tutejszych polan, gdzie o tej porze roku zwykły się pasać stada kopytnych.
- Connor! - usłyszałem krzyk za plecami na, który to odwróciłem się wraz z Poetą myśląc, że to wróg. Szalejący wówczas wiatr znacznie zmienił barwę głosu wołającego, którym okazał się być Shay - dziesięciomiesięczny szczeniak, który (jak mi się przynajmniej wydawało) wiódł spokojny żywot w mieście wraz ze swą ciotką. - Connor, czekaj! - wydusił z siebie, gdy to dzieliło nas zaledwie dwadzieścia kroków. Poeta, wyraźnie zatroskana widokiem zadrapań na ciele szczeniaka, z uwagą obserwowała jak zbliża się do nas powolnym i dość chwiejnym krokiem, który jeszcze bardziej zwolnił zauważając w moim towarzystwie nieznaną samicę. Widząc jak się waha, postanowiłem go uprzedzić i sam do niego podszedłem, chociaż z trudem maskowałem swe zdenerwowanie.
- Co tu robisz? - syknąłem cicho, acz ostro w jego stronę.
- Uciekłem - wydyszał, najwyraźniej dumny z tego, śmiałego czynu.
- Wracaj do miasta. Przecież wiesz, że jest tu niebezpiecznie - momentalnie odwróciłem łeb w stronę Poety, aby sprawdzić czy nadal tam stoi.

<Poeta? ;c>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz