sobota, 26 marca 2016

Od Connora C.D Poety

Nieprzyjemny dla ucha zgrzyt rozległ się dookoła, a był on niczym wymowna przestroga - ostrzeżenie przed rychłym strzałem. Gdy w grę wchodzi broń palna, nie ma żartów i nawet niedźwiedzie, rzekomi władcy tutejszych terenów, lękają się przed lufą wysuwającą się bezszelestnie zza krzaków.
- Uważaj!
Zwinnym susem wskoczyłem przed zdezorientowaną samicę, a ciszę wnet rozerwał głośny huk. Ku mojemu zdziwieniu, wciąż byłem w jednym kawałku, a kula jedynie otarła się o moje lewe ucho z niezbyt groźnym efektem, chociaż po paru sekundach poczułem chłodną strużkę krwi na karku - przez dłuższą chwilę wmawiałem sobie uparcie, że to tylko pot i dopiero piekący ból uświadomił mi, że się mylę.
- Uciekajmy! - teraz to ma towarzyszka zareagowała szybciej, wyrywając mnie tym samym z stanu hipnozy w, który popadłem poprzez natłok niepotrzebnych myśli. Samica, półtorej sekundy po wrzaśnięciu, ruszyła w gęstwinę, a ja za nią, chociaż wypatrzenie jej wśród wysokiej trawy było nie lada wyzwaniem dla moich oczu (z czego jedno zostało zalane przez czerwoną ciecz, spływającą mi wzdłuż pyska).
- Ch*lera... - zaklnąłem, gdy do zdrowego ucha dotarło stłumione przez wiatr ujadanie myśliwskich psów. - Gdzie ty nas prowadzisz? - spytałem, gdy to weszliśmy na wąską wąską ścieżkę, a mój wzrok stopniowo zaczął się pogarszać. Na uprzednio zadane pytanie odpowiedziała mi jedynie cisza, która zmusiła mnie, abym dalej podążał za nowo-poznaną, chociaż biegłem praktycznie oślep i tylko  zmysł węchu sprawiał, iż nie gubiłem drogi. Oko, obklejone już krwią i czymś na wzór gęstej cieczy, zaczęło mnie powoli piec i momentalnie przyczyniło się do mego upadku, który spowodowany był korzeniem na drodze. Zaryłem dość boleśnie o ziemię i wymruczałem pod nosem kolejną zlepkę, ostrych przekleńst, jakbym ze spokojnego stworzenie zamienił się nagle w pijanego marynarza. Jednak, szybko udało mi się pozbierać z ziemi i nadrobić stracone metry; a że łapy miałem długie, szybko wyrównałem do towarzyszki, która najwyraźniej zaczęła się niecierpliwić.
- W prawo! - krzyknęła nagle, a ja wcisnąłem się za nią do dość wąskiej szczeliny w skale. Nie było to, co prawda, najmądrzejsze rozwiązanie, ponieważ psy szybko mogły wyczuć świeżą krew, ale zwróciłem samicy honor, gdy te tępe kundle przebiegły obok nas, a w ślady za nimi myśliwy.

Poeta?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz