wtorek, 29 marca 2016

Od Connora C.D Poety

- Jak mnie tu znalazłeś? - nadaremno chciałem doszukiwać się prawdy w jego słowach, nadaremnie próbowałem mu wierzyć. Wszakże, zwykł mnie  często zwodzić i zszargał me zaufanie wielokrotnie, jakby moje poparcie, opieka, nauki nie grały już tak znaczącej roli. Nie odniosłem więc pozytywnego wrażenia, gdy to zrobił wielkie oczy i starał się posmakować bardziej niezależnego, buntowniczego życia.
- Jacob mi powiedział, że tu przebywasz. Pomyślałem więc, że... - cała pewność siebie uleciała z małego ciałka tak szybko, jak do niego przybyła pozostawiając samo rozgoryczenie i lęk przed surowością kary. Poeta zaś była zdezorientowana, jakbyśmy oboje rozmawiali w niezrozumiałym dla niej języku, także nie zamierzała się wtrącać. - Mówił, że jesteś godzien zaufania i...
- Ta... Dwa lata temu, rzeczywiście - uciąłem, aby oszczędzić sobie wysłuchiwania tych fałszywych pochlebstw. - Nie słuchaj się go, bo skończysz na moim miejscu, dobrze ci radzę. Wracaj do ciotki i lepiej wymyśl jakąś dobrą wymówkę - bąknąłem po czym wstałem, aby zakończyć ten nieszczęsny dialog.
- Ona nie żyje, Connor - siedząca obok samica, która w trakcie rozmowy domyśliła się tego, iż Shay jest sierotą, obruszyła się jakby ukłuta z nagła szpilką. - Fyiero kazał ją zamordować - dodał twardo. - Co prawda, nie zginęła na jednej z publicznych egzekucji, ale nie znaczy to, iż miała lżejszą śmierć - mówił to tak, jakby celowo chciał wzbudzić litość we mnie i w przerażonej tymi faktami Poecie.
- Connor... - samica od razu utkwiła we mnie swoje wymowne spojrzenie, pod czas gdy ja biłem się właśnie z myślami. Fyiero, Trike, Baddy... ich wszystkich można powrzucać do jednego worka, chociaż obawiam się tylko dwóch.
- Ech... Nie widzę wielu wyjść z tej sytuacji... Jeśli będzie chciał, to może ze mną zamieszkać - zgodziłem się, aby nie męczyć się później z obrzydliwymi wyrzutami sumienia.

<Poeta?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz